niedziela, 29 marca 2015

Piramidy Majów w Palenque

Korzystając z dnia wolnego od pracy przy placu zabaw postanowiliśmy odwiedzić ruiny piramid Majów w Palenque. Znajduje się tu bowiem jeden z większych kompleksów archeologicznych w tym rejonie. W 1746 odkryto tu ruiny miasta Majów, które były już wtedy wyludnione. Jak nam wyjaśnił spotkany przypadkowo Polak mieszkający w Canadzie - prawdopodobnie cywilizacja ta wyginęła pod wpływem suszy. Największy jej rozkwit przypada na okres od połowy VII do końca VIII wieku za panowania króla Pakala Wielkiego i jego syna króla Kana Balama.

Wśród ruin mieliśmy okazję zobaczyć:
- Świątynie Inskrypcji
- Świątynie Hrabiego
- Świątynie Krzyża, Słońca i Ulistionego Krzyża 
- ruiny pałacu
- boisko do gry w pelote, czyli tamtejsza piłkę nożną
- pozostałości kamiennego akweduktu, który prowadził wodę z rzeki Otulum

W 1987 roku ruiny wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Początkowo zraziła nad duża liczba turystów stojących w kolejce po bilety i sprzedawcy rzucający się na nas stado wilków. Jednak już na szczycie ruin nie była aż takich tłumów, dało się znaleźć chwilkę dla siebie na zadumę nad minionymi czasami i nietrwałością nawet najpotężniejszych cywilizacji. Podobała nam się otaczająca cały kompleks dzika dżungla, z której emanował spokój co jakiś czas zakłócany rykiem dzikich zwierząt.
Nie martwcie się, nie były to prawdziwe zwierzęta tylko sprzedawcy instrumentów naśladujących zwierzęce odgłosy. A może jedno i drugie? Kto wie.
Niedługo opuszczamy Palenque i udajemy się do przepięknego Bakalar zwanego Laguną Siedmiu Kolorów.
























 













środa, 25 marca 2015

Budujemy recyklingowy plac zabaw w Palenque

Witajcie drodzy czytelnicy po krotkiej przerwie. Nie tak dlugiej jak sie spodziewalismy. Myslelismy, ze na dluzej zagoscimy w gwatemalskiej dzungli odcieci od internetu. Plany jednak troche sie pozmienialy.
Po naszym 4-dniowym wolontariacie w Casa Gwatemala, postanowilismy wrocic do Meksyku, gdyz nasz znajomy z organizacji Rise Now zaczal tam konstruowac recyklingowy plac zabaw i potrzebowal pomocy.
A poniewac my bardzo lubimy zarowno place zabaw jak i recykling postanowilismy skorzystac z okazji, aby nauczyc sie budowac takie cuda ze zuzytych opon. A wiec od wczoraj czyscimy, malujemy, tniemy opony, z ktorych wyczarowujemy piramidy, chustawki, koniki, slonie, fotele i kwiatowe donice. Jest to ciezka praca, ale daje duzo satysfakcji. Zwlaszcza ze mamy swiadomosc ze na stale przyczyniamy sie do zmiany miejscowego krajobrazu i dajemy miejscowym dzieciakom duzo radosci i mozliwosci rozwoju.
Dlaczego place zabaw sa potrzebne opisuje Olga na swoim blogu:
http://czujczuj.blogspot.mx/2015/03/do-czego-suzy-plac-zabaw.html

a tutaj link do organizacji Rise Now:
http://www.rise-now.org/
https://www.facebook.com/risenow.org?fref=ts




niedziela, 22 marca 2015

Casa Guatemala

Zakończyliśmy właśnie 4-dniowy wolontariat w sierocińcu w niesamowitym miejscu w obrębie miejscowości Rio Dulce. W czwartek rano przypłynęła po nas do hostelu Backpackers łódka, która zabrała nas prosto do ukrytej w dżungli Casa Guatemala. Jest to sierociniec połączony ze szkołą liczący w sumie około 240 dzieci, z czego około połowa tam mieszka na stałe. Druga połowa to dzieci z biednych rodzin, gdzie rodzice nie mają pieniędzy, warunków na opiekowanie się dzieckiem, a więc przywożą je na tygodniową naukę do Casy Guatemala i na weekendy zabierają  do domu. 
Nagle znaleźliśmy się w miasteczku dzieci ukrytym w dżungli. Otoczyła nas chmara małych stworków wypytując o imiona i wiek. Mimowolnie nasunęły się skojarzenia z Piotrusien Panem i "Władcą Much" Wiliama Goldwinga. Zwłaszcza Roszek wzbudził jak zwykle masę emocji. Co chwila przechodził z rąk do rąk. Król Roch Pierwszy niewątpliwie w tym miejscu grał pierwsze skrzypce. 

Mieszkanie dzieliliśmy z innymi wolontariuszami w małym, ukrytym w głębi dżungli domku bez prądu. Codziennie budziło nas pochrząkiwanie świń z okolicznego chlewa (gdzie hodowano mięsko na specjalne okazje typu Boże Narodzenie) oraz ryk małp. Wolontariusze pochodzili m.in. z Hiszpanii, Izraela, Anglii, Australii, Stanów Zjednoczonych. Najczęściej byli to ludzie ok 30-40, którzy z wielkim zaangażowaniem zajmowali się dziećmi, prowadząc zajęcia, opiekując się i organizując aktywności w czasie wolnym. Okazało się, że za swój wolontariat płacą 300 dolarów niezależnie od długości pobytu.
Dla nich była to wspaniała przygoda i jakiś sposób na życie z dala od wyścigu szczurów w swoich krajach. Za dość niewielką sumę nabywali doświadczenia w pracy z dziećmi przebywając na łonie pięknej przyrody. Czegoż chcieć więcej? 
Raz na tydzień kupowali dzieciom za własne pieniądze owoce, warzywa. Czasem fundowali takie przyjemności jak chlebek bananowy lub słodkie pianki, które piekli z dziećmi na ognisku. Wyżywienie dzieci na co dzień było dość ubogie i nie zapełniało wszystkich potrzeb. Najczęściej był to ryż z fasolą, czyli najtańsze lokalne produkty. Brakowało zwłaszcza witamin. Zaangażowanie wolontariuszy w misję opieki nad tymi dziećmi bardzo nam zaimponowało. 

Jeszcze kilka słów na temat tego jak wyglądają noce w dżungli. 
Noce czarniutkie gdyż nie ma prądu, mogliśmy bardzo wyraźnie ujrzeć miliony gwiazd świecących na niebie i przyjrzeć się konstelacjom. W lesie i na łące również można spotkać gwiazdy. To lokalne świetliki migoczące jasnym mocnym światłem. Naokoło słychać świerszcze i czasem inne zwierzęta. Przepiękne są noce w dżungli.